Biskup Jan Chrapek CSMA, rys. K. Mądel |
Bywają ludzie, o których mówią ich własne dzieła. Dzieła małe i wielkie, czasem trwalsze niż w spiżu ryte, czasem podobne do piramid jak chciał Horacy. Ale bywają też ludzie, o których żaden z poetów nie śnił, nie wiedział, że są możliwi -- ludzie, którzy po prostu są i którzy innym pozwalają być jeszcze bardziej. Ks. biskup Jan Chrapek był właśnie takim człowiekiem.
Dokonał w swoim życiu nieprawdopodobnie wiele. Wszystko to były dzieła szczere, proste i wielkie, często takie, których inni (w zakonie, w Polsce, w Kościele) pełnić nie potrafili lub nie chcieli. Tymczasem on jakby na nie czekał. Szedł tam, gdzie był potrzebny najbardziej. Nikt z nas, księży, nie rozumiał ludzkiej biedy tak dobrze jak on. W ciągu dwóch lat zapoczątkował w swojej diecezji tak wiele inicjatyw dla ludzi bezrobotnych, samotnych, młodzieży, że dzisiaj aż trudno to sobie wyobrazić. Jednocześnie wysłuchiwał na co dzień wielu zwierzeń, często niespodziewanych, szeptanych w drodze lub przez telefon -- takich, których dzisiejszy człowiek potrzebuje najbardziej. Czy to nie dziwne, że właśnie on ich wysłuchiwał, że tak wiele osób chciało go mieć za swego powiernika? Prócz tego wszystkiego był wybitnym specjalistą od mediów. Ojciec święty powołał go w 2000 r. do swojej Rady ds. środków masowego przekazu. Podobną funkcję pełnił w polskim Episkopacie. Pisał o mediach i wykładał. Wychował całe pokolenie dziennikarzy. Bez pracy ks. biskupa Chrapka nie udałby się tak znakomicie ostatnie pielgrzymki Papieża-Polaka do Polski, ani Dni Papieskie, ani tysiąc innych spraw w polskim Kościele i w Kościele powszechnym. Bp Jan miał ciągle nowe plany na przyszłość. A jednak, kiedy się z nim rozmawiało, wiadomo było, że ten człowiek naprawdę słucha. Że nie sprawy są najważniejsze, ale ten, kto mówi, oraz to, co w sobie nosi.
Miałem łaskę spotkać ks. biskupa Jana Chrapa wiosną 1993 r. przy okazji jakieś warszawskiej konferencji naukowej. Wymieniliśmy wtedy lewie parę uwag. Pamiętam, że zapytałem ks. biskupa Jana dlaczego nie zajawił się na jakiejś innej ważnej debacie o Kościele i demokracji, gdzie na niego szczególnie czekano, a wówczas on z rozbrajającą szczerością wyznał, że gdyby się tam zjawił, to musiałby powiedzieć kilka krytycznych słów pod adresem kilku publicznych osób, które tak naprawdę zapraszały go z nadzieją, że on będzie je wyłącznie chwalić. Nie zjawił się, bo chciał ich zmusić do myślenia. (Kto wie, czy dzisiaj nie robi tak samo.)
Po wielu latach spotkałem ks. biskupa Jana Chrapka ponownie, kiedy był już ordynariuszem diecezji radomskiej. Okazją do kilku spotkań i wielu telefonicznych rozmów były zawsze jakieś rzeczy do zrobienia "na wczoraj". Omawialiśmy jakieś teksty, jakieś zadania -- zawsze w pośpiechu, pracując także w czasie posiłku (m.in. w najzwyklejszej pizzerni), ale dzisiaj tego pośpiechu w ogóle nie pamiętam. Nie pamiętam także tych ważnych kościelnych spraw. Pamiętam natomiast bardzo dobrze jego niezwyczajną, skupioną obecność, jego sposób słuchania i w ogóle sposób bycia. Dzisiaj myślę sobie, że tych wszystkich wielkich dzieł ks. biskupa Jana, które tak nas zachwycają, mogłoby wcale nie być, byle tylko on mógł być nadal z nami, tak jak był kiedyś. Jestem bowiem pewien, że jego największym dziełem było to, jakim był człowiekiem, kapłanem i biskupem. Wszystkie inne sprawy, to były tylko dekoracje. Oczywiście, on sam na pewno tak nie myślał, nikogo ani niczego nie traktował jako "dekorację", ale jak łaskę od Pana Boga. Dzisiaj jednak, po jego tragnicznej śmierci wiem na pewno, że on sam był wielką łaską dla wszystkich, którzy go spotkali. Jego zasłuchany w każdą ludzką biedę i święty sposób bycia to najważniejszy testament jaki nam zostawił. Przychodzą mi na myśl słowa św. Pawła: "Gdybym miał wszelką możliwą wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym" (1Kor 13,2). Otóż ks. biskup Jan Chrapek przenosił góry i to góry wielkie, takie, przed którymi inni uciekali. Ale kochał Boga i ludzi jeszcze bardziej.
o. Krzysztof Mądel SJ
Tekst ukazał się w miesięczniku "Wspólnota Michael" 2001 n. 5 (88) 104-106.